Ciężkie przejścia i złe doświadczenia, często są powodem dla jakiego stajemy się bardziej oschli, zamknięci na ludzi. Są przyczyną, reakcji obronnej w jakiej ustawia nas nasza psychika. Nie chcemy dać się więcej skrzywdzić, nie chcemy dać sobą poniewierać i nie chcemy cierpieć- dlatego tak często, wtedy jesteśmy… Przysłowiowymi sukami/suczami, jakkolwiek by kto to nazwał. Przynajmniej ja tak to widzę, dostrzegam to po sobie, gdy chociaż z charakteru jestem raczej lepkim miodem na rany i dobrą duszą, coraz częściej zdarza mi się mijać z tą częścią mojej osobowości, jaka za wszelką cenę próbowała kiedyś innym wchodzić w dupę. Tę małą przemianę, nie uważam za coś złego i siebie wcale nie uważam za sukę, tylko dlatego że moje myślenie się zmienia. Nadal mi zależy na innych, ale nauczyłam się wyciągać wnioski z tego jak jestem traktowana lub… Z tego czemu tak bardzo zależy mi na innych, skoro aż tak nie powinno. Często za dużo o nich myślę. Czasami oczekuję od nich czegoś, czego nie powinnam oczekiwać, coś na co liczę, a co nie jest dla nich ich odpowiedzialnością…
Wiem, że głównie wynika to z samotności, ale i to jest tematem na inny raz…
Możemy sobie sami wymyślać, to jak inni względem nas powinni się zachowywać. Powtarzać sobie- jestem warta tego i tego. I tak. To prawda, ale nie wszyscy będą nas tak traktowali jednolicie i to nas od siebie odróżnia i to jest piękne… Ale i bolesne, jeśli poślizgniemy się na własnych oczekiwaniach. Ile razy moje wyobrażenia jakiejś relacji były deptane, przez rzeczywistość?
Czemu właściwie jeszcze mi zależy? Są dni w jakich mam ochotę się rozwijać, w jakich mam ochotę pchać wszystko do przodu, osiągnąć więcej. Być tą osobą, jaką zawsze sobie wyobrażam, gdy pojawiają się na mojej drodze jakieś przeciwności losu. W te dni, te lepsze dni, do głowy wpadają mi pomysły, jestem natchniona, pełna życia i wtedy mi nie zależy… Wtedy nie zależy mi na ludziach, którzy mają mnie w dupie. Wtedy nie odbieram telefonów od ludzi dla jakich czas spędzony ze mną jest wyłącznie czasem dla nich. Wtedy sobie myślę, nie potrzebujesz ich… Albo ogranicz ich potrzebowanie. Uzależnienie od nich. Bo mam siebie, bo jestem wyjątkowa, bo jestem szczęśliwa sama ze sobą. W te lepsze dni, zrobiłam sobie kolczyk, zapisałam się na Kickboksing, w ten lepszy dzień wyszłam na miasto. W ten lepszy dzień flirtowałam z mężczyznami, nie myśląc później o konsekwencjach, nie mając kaca moralnego, jaki miewałam po paru źle dobranych słowach. Śmieje się wtedy i żartuje i nie przejmuję tym, że niektóre rzeczy są nie tak…
Ale tutaj chodzi o te lepsze dni, dla jakich warto iść do przodu i nie zatrzymywać się. Nawet jeśli często jest ich mniej niż tych złych, to dla takiego jednego wspaniałego, czasami naprawdę warto wstać z łóżka. Naprawdę warto… Nawet jeśli czasami dotrwanie do nich nie jest łatwe… Dla nich powinno nam zależeć…
Ale co, jeśli, czasami nie rozumiemy czemu nam zależy? Czysto hipotetycznie- czemu zależy mi na ludziach, którzy mają mnie może nie w głębokiej dupie, ale dla jakich jestem zaledwie tłem w ich historii? Czemu poświęcam innym zbyt dużo myśli, zbyt dużo nerwów, zbyt dużo nadziei. W moim przypadku doszłam do wniosku, że chodzi o istotne poczucie bycia dla kogoś ważnym. Ale prawdą jest, że dla nikogo nie jestem tak ważna, jak oni dla mnie. I im bardziej to przeczucie mnie ogarnia, tym bardziej staram się wejść w ich życie, tym bardziej dbam o nich, tym bardziej, pragnę by mnie zauważyli, bo chce by ktoś mnie zaakceptował mnie tak jak ja akceptuję innych. W relacjach w jakich często powinnam odpuścić poddać się, tkwię jak w ruchomych bagnach, bo obawiam się tego, że bez nich będę po prostu… Zapomniana. To przytłaczające, gdy panikuję tylko dlatego że martwię się o coś na co nie mam wpływu. Przytłaczającym jest też to, że poświęcam na to zbyt dużo energii, że skupiam się na tym zamiast na życiu, na odprężeniu się i nie rwaniu włosów z głowy. Szukam relacji z kimkolwiek i byle jakich by dla kogoś istnieć, ale czy to ma sens? W tym momencie wiem, że nie… Jutro, w ten gorszy dzień, będę myślała, że tak. Kiedyś czytałam, że to przypadłość zodiakalnych wag. I jeśli tak jest, to mogę mieć przejebane. Ale staram się z tym walczyć. Raz lepiej, raz gorzej.
Czasami jak idiotka martwię się, że przestanę być dla kogokolwiek ważna. Ale co, jeśli już nie jestem? Nie chodzi o uwagę innych czy poczucie bycia w centrum. Tego akurat nigdy nie chciałam. Ale w ten gorszy dzień, zastanawiam się czemu zamiast w stu procentach skupić się na sobie, trzydzieści każdego dnia poświęcam na myśl o innych, na świadomość tego, że coś kurwa musi być ze mną nie tak, że to ja pierwsza sięgam ręką do tych ludzi. To wcale nie jest kłamstwem, że ludzie lubią się zadręczać. Są momenty, gdy wręcz to uwielbiam… Masochistycznie, kopie pod sobą doły, jakby moja podświadomość wypierała te wszystkie próby pokochania samej siebie. Kocham, ale nie zawsze. I wiem, że jeśli ja siebie nie zaakceptuje nikt tego nie zrobi. Mogłabym skupić na relacjach czysto koleżeńskich, na relacjach z przyjaciółmi, na związku, na rodzinie, ale czemu mam to robić, skoro to właśnie na tych płaszczyznach, życie za każdym razem, gdy poczuje się stabilnie mnie rozczarowuje? Skoro właśnie w każdej z tych relacji, raz za razem jestem wręcz zmuszona by zdać sobie sprawę z tego, że ludzie w pewnym momencie, zawsze postawiliby kogoś przede mną. I patrząc na nich, wiem, że mają do tego prawo. Dobrze robią, bo mój smutek i złość, jaka często we mnie się rodzi, jest wyłącznie moją winą. Tym, że za bardzo pokładałam swoje życie w przyjaźniach, rodzeństwie, w znajomościach. Nie brałam innej opcji jak nie być do końca swojego życia ze znajomymi i bliskimi. Nie skupiłam się na własnym życiu, próbując stworzyć taką bezpieczną bańkę, dla „paczki” znanych mi ludzi…
A to głupie i nie dojrzałe. Przynajmniej w moim przypadku i chociaż już tego nie robię, to kawałki tej rozbitej bańki gdzieś do mnie wracają. Raz za razem… Tak jak dzisiaj, wczoraj… Przypominają mi o tym jak cholernie boje się samotności, nawet jeśli zaczęłam ją lubić.
Nikt nigdy nie stawia mnie na pierwszym miejscu, ale może o to właśnie chodzi w życiu? Męczy mnie świadomość, że by ktoś to zrobi, musiałby być moim partnerem. Męczy mnie, że gdy ktoś o tym mówi, rozwiązaniem w jego oczach jest być w związku. Mieć partnera/partnerkę, a jeśli nie masz to znajdziesz. Pierdolenie… W tym momencie, w ten gorszy dzień, dla mnie odpowiedzią, cichą jak szept, jest to, że to ja siebie muszę postawić na pierwszym miejscu. Ja muszę o siebie zadbać, bo nikt inny tego nie zrobi tak jak ja. Dobra… Mogę kształtować się w jakiejś relacji, ale po co do takiej wchodzić, dla samego bycia w niej? Nikt mnie nie pokocha nigdy najbardziej, nie jeśli mu nie zaufam i na to pozwolę, nikt poza mną. Takie już jest dorosłe życie. Przyjaciele, są tylko i może aż przyjaciółmi… Mogą nas kochać, dbać o nas i myśleć, ale nie mają obowiązku być dla nas wszystkich. Nie mogą być, bo tak jak w moim przypadku utknęliby, w pierdolonym Limbo. A wszystkie te motywy z książek i opowiadań, z filmów, gdzie siła przyjaźni i więzów jest cudowna- jest czymś wspaniałym, ale tak naprawdę nie zawsze się sprawdza w prawdziwy życiu. I wiem, że jeśli w końcu nie postawie na siebie i nie zaufam samej sobie, przestając przejmować się innymi i czekając na ich ruch, czy chociażby gest… Moje życie gdzieś sobie tam przemknie bokiem… Naprawdę dobrze jest zdawać sobie z tego sprawę, nawet jeśli ciężko realizować takie podejście do życia. Takie w jakim zaczynamy skupiać się na sobie, dbać o siebie i mniej, zdecydowanie mniej przejmować innymi. Nie obcymi, bliskimi. Nie mówię tu o tym być mieć ich w dupie… Ale o tym by, nie stawiać ich ponad nas- zwłaszcza wtedy, gdy oni nigdy nie postawiliby tam nas.
Cześć! Bardzo dobrze poruszony temat, podoba mi się lekkość z jaką piszesz o takich sprawach. Sama lubię o takich myśleć. :) Chwyciło mnie za serce więc czekam na więcej i życzę dużo wenki!
OdpowiedzUsuńDaga
Hej, miło mi że się spodobało i że tak uważasz:D Ja również dużo myślę właśnie o takich rzeczach, a gdy mam ich za dużo w głowie, właśnie tak kończą. A czy z lekkością, no to już bywa różnie :p Przynajmniej gdy je tak spożytkuję, nie męczą aż tak bardzo :D Dziękuję, na pewno nie zabraknie i zapraszam na kolejne posty <333
UsuńKiedyś przeczytałam, że trzeba najpierw pokochać siebie, żeby pokochać kogoś innego. I szczerze mówiąc odnalazłam w tym prawdę. Nie akceptując swojego wyglądu czy charakteru podświadomie szukamy kogoś, kto powie nam, że jesteśmy dobrzy i piękni. Że jesteśmy warci uwagi. Wydaje mi się, że dopóki sami tego nie zrozumiemy, w relacji z innymi zawsze będzie czegoś brakować. A szukanie kogoś na siłę rozszerzyłabym do przypadłości zodiaków powietrza ;)
OdpowiedzUsuńSama wiele razy stawiałam kogoś innego na pierwszym miejscu, nie umiałam powiedzieć "nie", gdy nie miałam ochoty wyjść z domu. W sumie nadal się tego nie nauczyłam. Może to źle, ale życie dla samej siebie wydaje mi się smutne. Chociaż wiem, że to indywidualna sprawa - mnie od dziecka otaczają ludzie, za których jestem wdzięczna losowi.
Zapewne jestem ostatnią osobą, która powinna komuś doradzać na temat życia, ale... myślę, że czasem trzeba odpuścić i czekać. Jeśli ktoś pojawi się w życiu to fajnie, nie - to trudno. A na pewno nie oceniać samego siebie, po relacji, która jest albo jej nie ma. Niektóre sprawy potrzebują trochę więcej czasu.
Post jak zawsze daje do myślenia ;)
Pozdrawiam,
G.
Masz rację, też tak właśnie któregoś dnia do mnie to dotarło, że póki sami siebie nie pokochamy, to nawet jeśli ktoś inny to zrobi, to nie będzie to dobre :D Ja rownież mam problem z wyglądem, jak każda kobieta, mam gorsze i lepsze dni, czasami mnie to nie obchodzi, a czasami w te gorsze dni nie chce wychodzić z domu, ale czasami trzeba zdac sobie sprawę że możemy nigdy np nie być tym kimś kim chcemy i nie będziemy miały ciała modelki i jakby... Musimy ze sobą współpracować, bo życie nam ucieka <3 Ale dzisiaj mam ten dobry dzień, więc właśnie tak myślę :D A co do otaczania się ludźmi- mam dokładnie to samo. Od urodzenia zawsze byłam z kimś, w jakiejś paczce znajomych, miałam przyjaciół, wszystko robiłam w grupie, ale ludzie zaczęli dorastać, zakładać rodziny, iść w innym kierunku i dopiero gdy zdałam sobie sprawę że nie mogę być częścią ich " życia", dotarło do mnie że nie potrafię być sama. Nie potrafię cieszyć się z bycia samą, ze sobą. Dlatego tak często o tym wspominam, bo tak naprawdę jesteśmy sami- chyba że masz kogoś kto daje ci inne poczucie, no to to jest skarb <3
UsuńCieszę się że się podoba, nawet nie wiesz jakb bardzo lubię czytać i twoje przemyślenia :D
Pozdrawiam i widzimy się znowu !!!
Może to kwestia tego, że jestem przed okresem, ale przy tym tekście zaszkliły mi się oczy. To wzruszające móc w końcu usłyszeć/przeczytać takie słowa wypływające z Twojej głowy. Masz rację, że jednego dnia będzie tak, a drugiego inaczej, ale dobrze że w ogóle pojawiły się u Ciebie takie wnioski!!!! Ja mogę mieć teraz tylko nadzieję, że rzeczywiście tak myślisz, a nie piszesz jako jakaś tam osobowość/ postać w necie powstała na potrzebę bloga. Mam nadzieję, że więcej będzie tych dobrych dni, w których rzeczywiście postawisz na siebie, ale sama po sobie widzę, że ku*wa są momenty, kiedy jest ciężko.
OdpowiedzUsuńJa to bym chciała, żebyś stała się taką samowystarczalną babeczką, która też przy okazji ŻYJE i się dobrze bawi, a nie tylko pracuje 12h na dobę :D
SUPER ROZDZIALIK!!!!!!
Popłakałam się! Naprawdę dziękuję za tak miłe słowa i nooo, ja również mam taką nadzieję, że wezmę do serca sobie swoje własne myśli i przemyślenia i postanowienia, bo czasami nie jest to łatwe :D A pracę jebnę, spokojnie, już wkrótce :D To chyba najwyższa pora by nie odkładać zadbania o siebie na później, na OD... Mam nadzieje że kiedyś będzie ze mnie dumna i ja będę mogła być dumna z ciebie <3 Pamiętaj że jak się spotkamy kiedyś to chce mieć takie Damnnn... jesteśmy niesamowite !!!!
Usuń